Znajdź odpowiedź na Twoje pytanie o DAJE NAJ napisz notatkę o odsieczy wiedeńskiej pliss. kornelia390 kornelia390 03.02.2021 Historia Liceum/Technikum
toczyła Polska ze swoimi sąsiadami oraz ich skutki. Na co będę zwracać uwagę (NaCoBeZU): jakie były przyczyny wojen Polski ze Szwecją, jakie były przyczyny i skutki odsieczy wiedeńskiej, z jakich dokonań znani są Stefan Czarniecki, Augustyn Kordecki i Jan III Sobiecki, jakie były skutki wojen prowadzonych przez Polskę w XVII wieku.
A jak wyglądały obchody 200. rocznicy odsieczy wiedeńskiej na Ślą- sku Cieszyńskim? 6 sierpnia 1883 roku zarząd Związku Śląskich Kato- lików, reprezentacji katolickiego skrzydła polskiego ruchu narodowego, „uchwalił (…) odezwać się z prośbą do szanownego duchowieństwa, aby gdzie się w sam dzień rocznicy nie odbędzie w
Komunikat emisyjny Skarbnicy Narodowej dotyczący 340. rocznicy Odsieczy Wiedeńskie. 340 lat temu król Jan III Sobieski przekazał papieżowi wieść o spektakularnym pogromie Turków spod oblężonego Wiednia. Wydarzenie to zmieniło losy Europy, a wspaniałe zwycięstwo Polaków na zawsze zapisało się na kartach jej historii.
Dziś kolejna rocznica Odsieczy Wiedeńskiej „Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały” – pisał 13 września 1683 roku do żony Marysieńki król Jan III Sobieski. Miał rację.
Na Kahlenbergu są dwa pomniki związane z 334. rocznicy odsieczy wiedeńskiej, polski obok kościoła św. Józefa prowadzonego od 1906 r. przez księży zmartwychwstańców oraz pomnik postawiony trzy lata temu przez Ukraińców, którzy również brali udział w walkach z Turkami oblegającymi Wiedeń — wyjaśnia sędzia Trybunału Stanu.
Aebn. Burmistrz stolicy Austrii uważa, że rzeźba jest antyturecka. 335. rocznica zwycięstwa Sobieskiego obejdzie się bez pomnika?Król Jan III Sobieski na koniu, z buławą w ręku wskazuje kierunek ataku. Za nim z ogromnej bryły brązu wyłaniają się skrzydła husarskie, głowy koni i postaci biorących udział w obronie chrześcijańskiej Europy przed armią Imperium Osmańskiego. Pomysł na takie upamiętnienie 335. rocznicy odsieczy wiedeńskiej swoje początki wziął od... szmacianej piłki. Taką futbolówkę w dzieciństwie kopał razem z kolegami Czesław Dźwigaj, krakowski artysta rzeźbiarz, autor pomnika upamiętniającego jedną z najważniejszych bitew polskiego oręża.– Kiedy piłka była już zużyta podpalaliśmy ją naftą i kopaliśmy między sobą. Latając od jednego do drugiego kolegi szmacianka wyglądała jak płonąca kometa. To wspomnienie było punktem wyjścia do rozpoczęcia pracy nad pomnikiem, który ma być jak kula ognia – zachwala swoje dzieło związku z rocznicą odsieczy wiedeńskiej, która przypada 12 września, pomnik miał stanąć, na przygotowanym już cokole, na wzgórzu Kahlenberg. Z tego miejsca Sobieski dowodził w zwycięskiej bitwie o Wiedeń. Na razie jednak bryła brązu, wysoka na niemal 3 metry i szeroka na prawie 8 metrów, stoi na naczepie przed jedną z hal Gliwickich Zakładów Urządzeń Technicznych. Rzeźba jest tak szeroka, ponieważ warunki uzgodnione z władzami Wiednia mówiły jedynie o ograniczeniach wysokości postumentu do 3 ale za to szeroki– O szerokości nie było mowy, więc postanowiłem to wykorzystać, tak, aby pomnik miał słuszne wymiary. Czekamy teraz tylko na sygnał, kiedy będziemy mogli zawieźć rzeźbę do Wiednia – mówi Czesław jednak w tym, że wizja postawienia rzeźby w Austrii 12 września coraz bardziej się oddala. Co ciekawe, to już 13 próba w ciągu 335 lat upamiętnienia wielkiej wygranej Sobieskiego. Do tej pory żadna z nich nie zakończyła się koszt pomnika to ok. 1,2 mln zł. Środki na sfinansowanie postumentu pochodzą od firm i osób prywatnych. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że premier Mateusz Morawiecki osobiście zachęcał biznesmenów do dołożenia się do budowy. Ponoć szef rządu wsparł też projekt monumentu z własnej kieszeni. Kamień węgielny pod budowę pomnika został wmurowany w 2013 r., w 330. rocznicę odsieczy wiedeńskiej. Inicjatorem tego projektu jest Piotr Zapart, przewodniczący Komitetu Budowy Pomnika Króla Jana III Sobieskiego w Wiedniu i członek Bractwa Kurkowego w Krakowa podpisały z Wiedniem list intencyjny w sprawie upamiętnienia na Kahlenbergu odsieczy wiedeńskiej. – Potem Kraków asystował podczas ustaleń i uzgadniania spraw formalnych pomiędzy Komitetem Budowy Pomnika a Wiedniem – mówi Monika Chylaszek, rzecznik prezydenta Krakowa. Mimo podpisanych uzgodnień w kwestii powstania pomnika nie obyło się bez przykrych incydentów. W ubiegłym roku na kilka dni przed obchodami rocznicy odsieczy dwóch wandali napisało sprayem wulgarne napisy na tablicy, przedstawiającej wizualizację mającego powstać się burmistrzTegoroczne obchody odsieczy są dla Polaków szczególnie ważne ze względu na przypadające również w 2018 r. 100-lecie odzyskania niepodległości. Tymczasem sprawa pomnika znów budzi niepokój. Między 13 a 16 lipca z cokołu zniknęła problem pojawił się jednak w czerwcu tego roku, kiedy zmienił się burmistrz Wiednia. Michaela Häupla z Socjaldemokratycznej Partii Austrii zastąpił Michael Ludwig. Nowy szef miasta, mimo, że jest z tego samego ugrupowania co jego poprzednik, zmienił zdanie co do przyszłości polskiej rzeźby. – Strona wiedeńska wyraża teraz obiekcje do poczynionych dwustronnych ustaleń i nowy burmistrz poinformował o tym prezydenta podczas jego pobytu w Wiedniu. Ponieważ w tę sprawę zaangażowana jest także polska ambasada, czekamy na zakończenie rozmów – mówi Monika nowym burmistrzem widział się też Piotr Zapart. – Sprawa jest bardzo delikatna i nie chcemy zaostrzać konfliktu. Jesteśmy na etapie rozmów z władzami Wiednia co do tego, jak powinien wyglądać pomnik. Mamy nadzieję, że 12 września stanie on na wzgórzu Kahlenberg – mówi zaangażowane w budowę pomnika twierdzą, że burmistrz ulega naciskom frakcji skrajnie lewicowych, według których pomnik ma wydźwięk antyturecki. Władze kraju liczą się z tą mniejszością narodową, ponieważ w Austrii mieszka ok. pół miliona muzułmanów, z czego duża część to zwycięska bitwaDr Katarzyna Kuras z Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego przypomina, że niechęć części Austriaków do pomnika może wynikać z tendencji do pomniejszania roli Jana Sobieskiego w walce o Wiedeń, które trwa od zakończenia bitwy z 1683 r. Chodzi o to, że dyskusyjny jest fakt, czy Turcy stanowili wtedy aż tak wielkie zagrożenie dla chrześcijańskiej części Europy. – To z kolei pozwala stawiać pytanie, czy rola Sobieskiego w tej walce była aż tak ważna dla losów kontynentu – twierdzi Kuras w stu procentach przekonana jest jednak, że pomnik upamiętniający odsiecz wiedeńską powinien na wzgórzu Kahlenberg stanąć. – Po pierwsze na uznanie zasługuje odwaga Sobieskiego, który szybko ruszył z pomocą zagrożonemu Wiedniowi. Po drugie była to ostatnia tak ważna zwycięska bitwa Polaków przed rozbiorami. Jest to wydarzenie warte upamiętnienia – dodaje historyk. KONIECZNIE SPRAWDŹ: - - parkingi "Park and ride" - odc. 2
Bitwa pod Parkanami, a w zasadzie dwie bitwy w tym miejscu miały miejsce niecały miesiąc po odsieczy wiedeńskiej, w dniach 7 i 9 października. To stosunkowo mało znane starcie wśród osób interesujących się historią. Pod pewnymi względami było to jednak zdecydowanie większe zwycięstwo niż to z 12 września 1683 roku. Co więcej, po pierwszym dniu starcia pod Parkanami absolutnie nic nie wskazywało na polską wiktorię. Wbrew powszechnej opinii, odsiecz wiedeńska nie była wcale zwycięstwem zadającym decydujący cios imperium osmańskiemu. Owszem, główny jej cel – wyzwolenie Wiednia – został osiągnięty. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że gdyby nie pomoc armii sprzymierzonych, miasto padłoby w ciągu kilku dni. Jednakże inne ważne założenie Jana III Sobieskiego – fizyczne zniszczenie armii tureckiej – nie zostało zrealizowane. Zginęło lub dostało się do niewoli zaledwie niecałe 15 tysięcy wchodzących w jej skład żołnierzy, co stanowiło niespełna 15% stanu całościowego. Aby nie dać ochłonąć pokonanemu przeciwnikowi należało więc prowadzić dalsze działania ofensywne. Sprzymierzeni zdawali sobie z tego sprawę. Rozumiał to zwłaszcza Sobieski, którego wyrażonym w liście do żony zdaniem lepiej „w cudzej ziemi, o cudzym chlebie, w asystencji wszystkich sił imperii, nie tylko samego cesarza wojować” Długo zastanawiano się nad kierunkiem kolejnych operacji. Dowódcom cesarskim zależało na opanowaniu górnych Węgier, gdyż pragnęli stłumić rozpętane tam antyhabsburskie powstanie i podporządkować ten region władzy cesarskiej. Sobieski planował marsz prosto w kierunku Budy, gdzie zbierały się na nowo pobite oddziały tureckie. Ostatecznie zwyciężyła ta pierwsza koncepcja. Król polski orientował się, że za takim wyborem działań przemawiały nie tylko względy wojskowe, ale i polityczne. Mimo świetnego zwycięstwa pod Wiedniem, był on lekceważony przez cesarza, nie cieszył się też poważaniem i zaufaniem pośród większości ważniejszych dowódców sił sprzymierzonych. Kluczowe znaczenie dla kontroli nad górnymi Węgrami miała położona nad Dunajem twierdza Esztergom (dzisiejsze miasto Ostrzyhom), zwycięzcy spod Wiednia ruszyli więc w jej kierunku. Na wieść o tym przebywający pod Budą Kara Mustafa wydał rozkaz wymarszu bejlerbejowi budzyńskiemu Kara Mehmedowi paszy na czele wybranych oddziałów z odsieczą. Liczebność tego korpusu nie była zbyt wielka i z pewnością nie przekraczała 20 tysięcy ludzi. Składał się on głównie z jazdy. W obozie sprzymierzonych nic nie wiedziano o tym manewrze, zdawano sobie natomiast sprawę z faktu, że drogę do Esztergomu zasłania położony na drugim brzegu Dunaju niewielki zamek Parkany (dzisiaj miasto Śturovo). Sobieski, przekonany, że strzeże go tylko kilkuset janczarów, postanowił w nocy z 6 na 7 października zdobyć go szybkim atakiem. Zaprzyjaźniony z nim dowódca cesarski książę Karol Lotaryński kategorycznie odradzał mu angażowanie się w powyższą operację. Deklarował się nawet, że w razie kłopotów nie przyjdzie królowi z pomocą. Jan III zlekceważył to jednak i wraz z 10 tysiącami żołnierzy polskich (w większości jazdy) wyruszył rano 7 października w kierunku upatrzonego celu, od którego dzieliło go około 12 kilometrów. Wkrótce armia polska zetknęła się z pragnącą nie dopuścić do zajęcia twierdzy częścią sił tureckich liczącą 15 tysięcy żołnierzy (reszta znajdowała się w odwodzie) pod wodzą samego Kara Mehmeda. Bitwa pod Parkanami – brzemienny w skutki błąd przedniej straży Miasto Ostrzyhom położone jest na wyniosłych wzgórzach. Śturovo zaś o wiele niżej, lecz w pofałdowanym terenie. Utrudniało to szarże kawalerii i ograniczało tym samym skuteczność największego atutu wojsk koronnych, jakim była niewątpliwie husaria. Po wymarszu z obozu niespodziewający się niczego niedobrego Sobieski pozwolił wojsku rozluźnić szyk. Poszczególne jednostki podążały więc za sobą w pewnym oddaleniu. Na czele szła grupa pod wodzą strażnika koronnego Stefana Bidzińskiego. Liczyła ona około tysiąc koni i składała się z chorągwi lekkiej jazdy i dragonów. Za nimi ciągnęły się inne oddziały pod wodzą hetmana wielkiego Stanisława Jabłonowskiego i samego króla. Na końcu posuwała się piechota, artyleria i tabor. Bidziński otrzymał od Jana III wyraźny rozkaz zatrzymania się przed zamkiem i spokojnego oczekiwania na nadejście reszty armii. Sobieski nie chciał w ten sposób zbyt wcześnie uprzedzić nieprzyjaciela o planowanym ataku. Gdy przednia straż weszła na pagórki w pobliżu Parkan, zobaczyła zamek i nieduży, liczący około pięćset żołnierzy, oddział jazdy tureckiej. Inne wzgórza zasłaniały kotlinę, w której przyczaiła się reszta armii muzułmańskiej. Wbrew rozkazowi Bidziński nie zatrzymał się, lecz rozpoczął działania zaczepne. Wspomnianą powyżej grupę rozbił wprawdzie bez większych trudności, w pogoni jednak jego chorągwie wpadły na przyczajone siły tureckie. Ich widok i boczny ogień dział parkańskich przekonał strażnika wielkiego koronnego do natychmiastowego odwrotu. Nie mógł jednak wykonać tego manewru wystarczająco szybko, gdyż wchodzący w skład jego grupy dragoni zostali wcześniej spieszeni w celu zdobywania zamku. Rozpoczęła się powolna rzeź niespodziewających się tak ciężkiej przeprawy Polaków. Próby ratowania sytuacji Jadący na czele następnego rzutu wojsk koronnych Stanisław Jabłonowski, widząc co się dzieje, wydał swoim dragonom rozkaz spieszenia i otwarcia ognia do nieprzyjaciela. Wstrzymało to na chwilę zapędy Turków. Hetman wielki poprowadził wówczas większość jazdy do kontrataku, który załamał się jednak pod naporem przeważających mas kawalerii przeciwnika. Siły Jabłonowskiego zaczęły się cofać. Sobieski, który dotarł właśnie na plac boju, na widok tej sytuacji zareagował błyskawicznie, szykując resztę żołnierzy do kontrataku. Prawe skrzydło pozostawił cofającym się oddziałom hetmana wielkiego. Lewe powierzył Szczęsnemu Potockiemu, środek szyku zaś – wojewodzie lubelskiemu Marcinowi Zamoyskiemu. Wysłał też posłańców do księcia Karola Lotaryńskiego i podążającego z tyłu z piechotą, taborem i artylerią Marcina Kątskiego z prośbą o natychmiastową pomoc. Jazda turecka pędziła tuż za oddziałami Jabłonowskiego i natarła na nie natychmiast po tym, gdy zajęły one miejsce na prawym skrzydle. Muzułmanie wiedzieli już od pojmanych jeńców, że mają do czynienia wyłącznie z kawalerią polską pod wodzą samego króla. Warto zauważyć, że dla Kara Mehmeda była to pierwsza bitwa prowadzona samodzielnie. Młodego dowódcę podnosiła na duchu myśl, że ma wielką szansę pokonania w bezpośrednim starciu „lwa Lechistanu”. Po kolejnym uderzeniu na skrzydło polskie Turcy udali ucieczkę. Chorągwie Jabłonowskiego w pościgu za nimi oddaliły się od reszty wojsk, a nagły zwrot przeciwnika spowodował wśród nich zamieszanie. Kara Mehmed wykorzystał to i wysłał część żołnierzy w celu ataku na Polaków od tyłu. Czyżby scenariusz spod Warny miał się sprawdzić po raz drugi? Widząc co się dzieje Sobieski wydał rozkaz zmiany szyku kilku stojącym w pobliżu niego chorągwiom husarskim. Nie atakowane w tym czasie oddziały lewego skrzydła i centrum poczytały to za odwrót i rzuciły się do ucieczki. Cały szyk polski pękł w mgnieniu oka. Wojsko koronne uciekało w panice ścigane przez tryumfujących muzułmanów. Sam król jechał w otoczeniu siedmiu towarzyszy: koniuszego koronnego Marka Matczyńskiego, łowczego koronnego Atanazego Miączyńskiego, porucznika Jana Czerkasa, niejakiego Piekarskiego, dwóch towarzyszy husarskich i nieznanego z imienia arkebuzera, który w ostatniej chwili uratował Sobieskiemu życie zabijając dwóch Turków, co „już się byli wynieśli z dzidą jeden, drugi z szablą”. Zapobiegł tym samym powtórce scenariusza spod Warny, gdzie polski król Władysław zginął na polu bitwy, sam jednak przypłacił to życiem. Przepełniony wdzięcznością Sobieski napisał później w liście do żony, że jest on „godzien przynajmniej, aby za duszę jego proszono tam P. Boga”. Pościg Turków prowadzony przez kilkanaście kilometrów zatrzymał się dopiero w obliczu nadciągających kirasjerów cesarskich. Książę Karol Lotaryński nie dotrzymał danego wcześniej słowa i przyszedł Sobieskiemu z pomocą. Kara Mehmed nie chciał na razie ryzykować starcia z całą armią sprzymierzonych i wycofał się w kierunku Parkan. Wysłał później tryumfalny raport do Kara Mustafy donosząc mu o wielkim zwycięstwie. Jedyna w życiu Sobieskiego gorycz porażki na polu bitwy Wbrew pozorom straty osobowe w armii polskiej nie były duże. Wynosiły one, nie licząc rannych, około 500 zabitych. Operacyjnie Turcy także nie zyskali wiele, gdyż nadal mieli w bliskiej perspektywie starcie z całą armią sprzymierzonych. Ważniejszy był jednak w tym wypadku aspekt moralny. Janusz Woliński, autor artykułu naukowego o bitwie pod Parkanami, słusznie uważa, że dla Sobieskiego świadomość klęski i ucieczki przed młodym i nieznanym dotąd paszą tureckim musiała być bardzo bolesna. Po przybyciu do obozu strasznie potłuczony król nie posiadał się z oburzenia na żołnierzy i oficerów. W liście do żony pisał, że wszyscy oni są „głupcy, niedbalcy, niepilni”. Nie ulega wątpliwości, że przeżywał on wtedy jedne z najcięższych chwil w swoim życiu. Niemniej sfrustrowani byli od niego pozostali uczestnicy tej bitwy. W wojsku pojawiły się na szeroką skalę, obecne już przed bitwą pod Parkanami, chęci natychmiastowego powrotu do Polski. Co gorsza, generałowie cesarscy z trudem ukrywali swoją radość z powodu porażki Sobieskiego. Król jednak nie załamał się, wykazując w tym momencie po raz kolejny olbrzymią siłę ducha. Zdołał przekonać swoje wojsko do kontynuowania dalszej walki, nie wątpiąc ani na chwilę w powodzenie całego przedsięwzięcia. Pragnął on natychmiastowego rewanżu i uderzenia na Turków jeszcze w nocy. Ta koncepcja została jednak odrzucona przez Karola Lotaryńskiego. Bitwa pod Parkanami – przygotowania do ostatecznej rozgrywki Armia turecka została tymczasem wzmocniona przez oddziały bejlerbeja Damaszku Abazy Sazy Husejna paszy, bejlerbeja Aleppo Kurd Bekir paszy oraz oddziały egipskie. Historycy różnią się w poglądach co do liczebności wojsk muzułmańskich dnia 9 października. Prawdopodobnie jednak liczyły one około 30 tysięcy żołnierzy. Sprzymierzeni dysponowali armią polską liczącą 16 tysięcy ludzi (6 tysięcy piechoty, 2 tysiące dragonii i 8 tysięcy jazdy) oraz wojskami cesarskimi w podobnej liczbie (7 tysięcy piechoty, 9 tysięcy kawalerii). Polacy i Austriacy dysponowali ponadto zdecydowanie większą od Turków liczbą dział. 8 października upłynął obydwu stronom na przygotowaniach do decydującej bitwy. Kara Mehmed otrzymał rozkaz zniszczenia armii sprzymierzonych. Postanowił on uszykować swoje oddziały pomiędzy wzgórzami a Parkanami, w kotlinie, bliżej prawego brzegu wpadającej do Dunaju rzeki Hron. Część jednostek miała kontrolować drogę na północ, skąd spodziewano się nadejścia posiłków w postaci Węgrów i Tatarów. Na lewym skrzydle wojsk tureckich znajdował się garnizon w Parkanach, obsadzony 1200 janczarami mającymi do dyspozycji działa. Szyk muzułmański rozciągał się na szerokości dochodzącej do 3 kilometrów. Prawym skrzydłem w sile 3 tysięcy jazdy dowodził sam Kara Mehmed, centrum – 8 tysięcy – bejlerbej Sylistrii Kara Mustafa, zaś lewym – 3 tysiące – bejlerbej Komarna Mehmed pasza. W pierwszym rzucie stanęło 8 tysięcy jazdy, zaś głęboko uszykowany odwód podzielony był na trzy grupy. Tymczasem Sobieski uszykował swoje jednostki na szerokości frontu około 5 kilometrów i głębokości około 0,5-0,8 kilometra. Lewym skrzydłem sprzymierzonych dowodził Stanisław Jabłonowski, jego ogólna liczebność wynosiła 7,5 tysiąca żołnierzy (głównie jazdy), wzmocnionych kilkoma działami. Silne centrum wypełniały oddziały cesarskie pod dowództwem ks. Karola. W jego środku znajdowały się regimenty piechoty z działami, otoczone z dwóch stron przez jazdę. Prawym skrzydłem dowodził Hieronim Lubomirski. W pierwszym rzucie znajdowały się tutaj chorągwie jazdy, a w drugim regimenty piechoty i dragonii. Za szykiem wojsk na pagórku planowano ustawić polską artylerię pod wodzą Marcina Kątskiego. Słodki rewanż 9 października rano Sobieski zapytany przez księcia o gotowość wojsk odparł: „W imię Boga, maszerujmy”. Na sygnał trzech wystrzałów działowych wojska rozpoczęły trwający do południa marsz ku Parkanom. Armia zatrzymała się w odległości około półtora kilometra od zamku. Gdy Kara Mehmed zauważył, że przeciwnik oczekuje jego natarcia, nie zwlekał i uderzył w centrum oraz na skrzydło Jabłonowskiego. Atak w to pierwsze miejsce został z łatwością odparty. Trudniejsza sytuacja była na lewym skrzydle, gdzie wywiązała się ostra walka. Pięć regimentów jazdy cesarskiej wykonało jednak atak w bok konnicy tureckiej, co spowodowało jej ucieczkę. Tymczasem Sobieski wydał prawemu skrzydłu rozkaz powolnego posuwania się do przodu ze złożonymi kopiami, co miało uniemożliwić Turkom zbyt wczesne spostrzeżenie tego manewru, którego celem było odcięcie im drogi odwrotu przez most na rzece. Działo się to w tym czasie, gdy zapadało już rozstrzygnięcie na lewym skrzydle. Kara Mehmed spostrzegł jednak ten podstęp i rozkazał odwodowi zabezpieczyć drogę do mostu. W trakcie wykonywania tego zadania wmieszały się w niego jednak uciekające oddziały, które wcześniej walczyły na lewym skrzydle. W szeregach tureckich nastąpiła panika. Kara Mehmed straciwszy głowę uciekł jako pierwszy, za nim do odwrotu rzuciła się cała armia muzułmańska. Pod celnym ogniem polskich dział i naciskiem stłoczonej masy ludzi most zawalił się - na drugi brzeg zdołało się przedostać zaledwie kilkuset żołnierzy Kara Mehmeda. Wzięta w kleszcze załoga Parkan została praktycznie w całości zniszczona. Między godziną 15:00 a 17:00 doszło do istnej rzezi pokonanych muzułmanów, usiłujących przepłynąć rzekę. Armia turecka w całości przestała istnieć. Konsekwencje bitwy Nie ulega wątpliwości, iż pod względem liczby poległych Turcy stracili więcej żołnierzy niż pod Wiedniem. Wspomniany na początku tego artykułu główny cel Jana III, czyli eliminacja żywej siły przeciwnika, został zatem osiągnięty. Zwycięstwo umożliwiło też sprzymierzonym późniejsze zdobycie Esztergomu, a także ofensywne operacje w następnych latach. Z pewnością wzrosło też morale samego Sobieskiego. Jest rzeczą oczywistą, że człowiek, któremu udało się wyjść z ciężkich tarapatów, staje się zdecydowanie pewniejszy siebie i mocniejszy psychicznie, bardziej też wierzy we własne możliwości. Prawdopodobnie właśnie to zwycięstwo zadecydowało o podjęciu przez Sobieskiego decyzji o dalszym udziale Rzeczypospolitej w wojnie przeciwko Turcji i o wejściu w skład „świętej ligi”. Nie można też jednak zapominać o porażce wojsk polskich w pierwszym dniu bitwy. Nie ulega wątpliwości, że największą odpowiedzialność ponosi tutaj dowódca straży przedniej Stefan Bidziński, który nie posłuchał rozkazu królewskiego. Sam Jan III nie był też jednak bez winy, gdyż niepotrzebnie pozwolił wojsku rozluźnić szyki. Popełnił zatem ten sam błąd, który zrobił Kara Mustafa pod Wiedniem. Niektórzy historycy (na przykład Mariusz Markiewicz) uważają, że pierwsza bitwa pod Parkanami była widoczną oznaką słabości staropolskiej sztuki wojennej. Jest to temat, któremu z powodzeniem mogłaby być poświęcona osobna rozprawa. Niewątpliwym faktem jest jednak to, że na następne większe zwycięstwo militarne (wyjąwszy walki z Tatarami) Rzeczypospolita musiała czekać aż do 1792 roku. Autorem tekstu Bitwa pod Parkanami 7-9 X 1683 r. – od widma klęski do wielkiego zwycięstwa jest Marek Groszkowski. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA Czytaj też:Bitwa pod Wiedniem. Wspaniała szarża husarii i wielkie zwycięstwo. Tylko czy było warto?
W dziejach Polski nie było zwycięstwa, które wywołało większe uznanie, wręcz aplauz w kraju i poza jego granicami. Jan III Sobieski nie tylko potwierdził opinię pogromcy Turków, lecz zyskał miano wielkiego wodza. Tak mówiono i pisano o nim od Wysp Brytyjskich po azjatyckie chwale wiedeńskiej wiktorii pławiła się też Rzeczpospolita, która 330 lat temu powszechnie uchodziła za mocarstwo. Niestety, był to już kolos na glinianych nogach. Sobieski miał świadomość słabości państwa. Dlatego - jak twierdzi część historyków - poszedł bronić Habsburgów. Obawiał się, że jeżeli Turcy zdobędą Wiedeń, upokorzą Austrię, to dalszym ich krokiem będzie wyprawa na Rzeczpospolitą. A ona sama nie będzie w stanie skutecznie bronić się nie tylko przed imperium osmańskim, lecz także sąsiadami, którzy, z Rosją na czele, czekali na potknięcie Polski i Litwy. Jan III pisał zresztą, nie bez dumy, że lepiej jest walczyć z nieprzyjacielem poza granicami Rzeczpospolitej. Nie brakuje jednak znawców, którzy uważają, że Sobieski popełnił kardynalny błąd, ruszając z pomocą cesarzowi Leopoldowi. Nie ulega wątpliwości, że owoce zwycięstwa pod Wiedniem najpełniej wykorzystała Austria. Skorzystała z nich także Rosja, przystępując do Ligi Świętej w zamian za bardzo poważne ustępstwa na jej rzecz ze strony Rzeczypospolitej. Oczywiście, że Sobieski nie mógł przewidzieć, jak potoczą się dalsze dzieje. Mógł jednak szukać innego rozwiązania. Zamiast iść na Wiedeń, mógł całą potęgą uderzyć na Turków na Podolu i starać się je oraz Ukrainę odzyskać. Turcy, zaangażowani pod Wiedniem, nie byliby w stanie podjąć skutecznej obrony... "Bóg i Pan nasz dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały" - tak Jan III Sobieski zaczął list do żony Marysieńki po odniesieniu wiedeńskiej wiktorii. Pisał go w namiocie wezyra Kara Mustafy 13 września 1683 r., dzień po zakończonej bitwie. Turecki kronikarz Silahdar Mehmed w podobnym tonie, z tym że o rozmiarach klęski wojsk tureckich, pisał: "Porażka i przegrana była przeogromna. Klęska taka, jaka od początków państwa (osmańskiego) nigdy się jeszcze nie wydarzyła". Czy rzeczywiście 330 lat temu pod Wiedniem doszło do przełomowego w dziejach starcia? Faktem jest, że bitwę pod Wiedniem często określa się mianem "matki bitew", a niektórzy historycy twierdzą, że konsekwencją zdobycia przez Turków Wiednia byłby kres zachodniej cywilizacji. Miltiades Varvounis, biograf Sobieskiego, uważa, że tak jak zdobycie w 1453 r. Konstantynopola przez Turków było przejściem od średniowiecza do renesansu, tak wiktoria wiedeńska oznaczała w praktyce przejście z baroku do oświecenia. Według prof. Jana Wimmera, najlepszego znawcy kampanii wiedeńskiej, bitwa pod Wiedniem przyniosła niemal identyczny skutek co bitwa pod Grunwaldem. - Tak jak zwycięstwo w 1410 r. "złamało kręgosłup" państwu krzyżackiemu, tak triumf pod Wiedniem potężnie osłabił Turcję - mówi prof. Wimmer. Dodaje jednak: - Obie bitwy łączy też to, że nie przyniosły natychmiastowego, bezpośredniego skutku, pomyślnego dla Polski. Przypomina, że tak jak przetrwanie zakonu krzyżackiego doprowadziło do powstania Prus, późniejszego zaborcy Polski, tak porażka armii tureckiej pod Wiedniem była bardzo na rękę dwóm innym: Austrii i Rosji. Prof. Wimmer podkreśla przy tym, że - rzecz jasna - trudno za rozbiory winić Jagiełłę i Sobieskiego, lecz zwraca uwagę, iż obaj nasi władcy nie ustrzegli się błędów. - Łatwo jednak oceniać po czasie, gdy zna się bieg historii - zwraca jak wiadomo, po wiktorii wiedeńskiej potoczyła się tragicznie dla Polski. Dość szybko okazało się, że to nie Rzeczpospolita, ale Austria i Rosja zaczęły zbierać owoce zwycięstwa Jana III i dalszej walki z Turcją, podjętej pod egidą Ligi Świętej, formalnie zawiązanej w marcu 1684 r. By przyciągnąć do Ligi Rosję, konieczne było uregulowanie jej stosunków z Polską. Do takiego rozwiązania parł papież, lecz przede wszystkim Habsburgowie. Ich dyplomacja miała ogromny udział w tym, że Rzeczpospolita zawarła "wieczysty" pokój z Moskwą, zwany traktatem Grzymułtowskiego. Był on wielką porażką polityczną Korony i Litwy. Oddawały one ostatecznie Rosji Ukrainę lewobrzeżną wraz z Kijowem, a także Czernihowszczyznę i Smoleńsz-czyznę. Ponadto Polska zgodziła się na możliwość interweniowania Rosji w sprawie swobody wyznania ludności prawosławnej w Rzeczpospolitej, co potem Moskwa z pełnym wyrachowaniem wielokrotnie wykorzystywała. Traktat Grzymułtowskiego został zawarty w maju 1683 r. Sobieski wiedział, że jego warunki są fatalne dla Polski, lecz liczył, iż po zwycięstwie nad Turcją będzie z Moskwą rozmawiać z pozycji siły. O tym, że na wdzięczność Habsburgów nie ma co liczyć, Sobieski mógł przekonać się krótko po zwycięstwie. Cesarz Leopold nie chciał godnie uczcić wkładu wojsk polskich w zwycięstwo pod Wiedniem. Zgodził się jedynie na to, by Sobieski 13 września jako pierwszy wkroczył do stolicy Austrii, gdzie został entuzjastycznie powitany. Leopold bał się, że Jan III będzie chciał pozbawić go zwierzchnictwa nad Węgrami. Sobieski faktycznie chciał osadzić na tronie węgierskim swojego syna Jakuba, który ten cel miałby osiągnąć przez poślubienie córki Leopolda. Gdyby tak się stało, odsiecz wiedeńska byłaby nie tylko ogromnym sukcesem militarnym, lecz również politycznym samego władcy, jak i Rzeczpospolitej. Leopold zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. I zaczął grę. W czasie spotkania z Sobieskim, do którego doszło po zwycięskiej bitwie, ograniczył się do wymiany grzeczności. Nie odpowiedział natomiast na ukłon królewicza Jakuba, ani nie zdjął kapelusza przed rozwiniętymi na jego cześć szykami polskimi, gdy podprowadził go ku nim hetman Stanisław Jabłonowski. Mnożyły się też nieprzyjazne gesty i zachowania wobec Sobieskiego i jego żołnierzy. Ci nie kryli niechęci wobec prowadzenia dalszej walki z Turkami. Król zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. 17 września 1683 r. pisał do żony: "Stoimy tu nad brzegami du-najskimi, jak kiedyś lud izraelski nad babilońską wodą, płacząc nad końmi naszymi, nad niewdzięcznością tak niesłychaną". Żalił się na brak opieki nad rannymi. "Chorzy nasi na gnojach leżą" - bolał. Wiedział jednak, że jeśli wiktoria wiedeńska miała przynieść korzyści Rzeczypospolitej, zwłaszcza ułatwić odzyskanie Podola, konieczne były kolejne zwycięstwa nad Turkami. Chciał ich dobić, a przy okazji zdobyć Budę, najważniejszą twierdzę na bał się konsekwencji kolejnych sukcesów Sobieskiego. Zwlekał. Ten darowany czas wykorzystali Turcy. Kara Mustafa zdołał zorganizować obronę i ściągnąć siły zdolne do przeciwstawienia się przeciwnikom. Król Polski nie docenił sprawności bojowej Turków. Wydał im bitwę pod twierdzą Parkany broniącą przeprawy przez Dunaj. I przegrał. Życie samego króla wisiało na włosku. Dwa dni później (9 października) doszło do drugiej bitwy pod Parkanami. Tym razem zwycięskiej. Poległo prawie 10 tys. Turków. Następnie Sobieski doprowadził do kapitulacji bardzo ważnej twierdzy w Os-trzyhomiu (Esztergomie). Niestety, zarówno triumf wiedeński, jak i wygrana w drugiej bitwie pod Parkanami nie przyniosły Rzeczypospolitej owoców. Jan III wrócił do kraju opromieniony sławą wielkiego wodza, pogromcy Turków. Faktem jest, że, gdy chodzi o potencjał wojskowy, przed bitwą pod Wiedniem Turcja była pierwszym lub drugim - po Francji - mocarstwem na świecie. W latach 1661-1681 stoczyła trzy zwycięskie wojny z trzema potężnymi państwami: Austrią, Polską i Rosją, uzyskując w ich wyniku znaczne zdobycze terytorialne. W lecie 1683 r. Turków być może dni dzieliły od zdobycia stolicy Habsburgów i zadania bardzo dotkliwego ciosu Austrii. Po porażce pod Wiedniem Turcja przestała zagrażać Europie i zaczęła tracić zdobyte terytoria. Jedynie Polska, jak pokazała przyszłość, nie tylko nie zyskała, ale wręcz boleśnie straciła w konsekwencji upadku znaczenia Turcji. Zatem może nie trzeba było iść z pomocą Habsburgom? Może Sobieski popełnił błąd, zawierając 1 kwietnia 1683 r. (został on antydatowany na 31 marca w celu uniknięcia złej wróżby) traktat z austriackim cesarzem Leopoldem. Na jego mocy obaj monarchowie zobowiązali się do ruszenia na pomoc "wszystkimi rozporządzalnymi siłami", gdyby zaatakowany został Kraków lub Wiedeń? Można zadać kolejne pytanie: czy król powinien był wypełnić owo zobowiązanie? Dodajmy, że sam Sobieski sporo zrobił, by złamać liczną i mocną opozycję, żeby ta na sejmie zgodziła się przyjąć warunki traktatu z Leopoldem. Szlachta nie chciała bowiem walczyć z Turkami, a szczególnie umierać za wiarę (wyraźnie widać to w listach Jana III, który narzekał na brak zapału w jego armii). Konieczność wojny z nimi mocno nagłaśniała propaganda, zwłaszcza w wykonaniu Kościoła katolickiego. Księża przekonywali do wojny z innowiercami. Jednak dla absolutnej większości szlachty to, że Turcy wyznawali inną religię, nie miało większego znaczenia. O wiele istotniejsze było, zdaniem prof. Jana Wimmera, dla Polski, w tym króla i tej części szlachty, która utraciła ziemie na Ukrainie, odzyskanie tych terytoriów. Turcy zaś nie mieli zamiaru ustępować z zabranych Polsce ziem. - Gdyby król nie ruszył na Wiedeń, to Rzeczpospolita straciłaby na tym - podkreśla prof. Jan Wimmer. - Państwo polsko-litewskie nie było w stanie samotnie przeciwstawić się Turcji, z czego doskonale zdawał sobie sprawę Sobieski. Znawca odsieczy wiedeńskiej nie wyklucza jednocześnie, że i bez naszego wojska armia cesarska dowodzona przez arcyksięcia Karola Lotaryń-skiego mogła wygrać z Osmana-mi. - Turcy byli już mocno osłabieni ciągłym szturmowaniem miasta. Mieli poważne kłopoty z zaopatrzeniem, z Węgier musieli sprowadzać żywność i amunicję, a te transporty były atakowane i niszczone, w czym dużą zasługę miały polskie oddziały - ale na żołdzie cesarza Austrii - Hieronima Lubomirskiego (ok. 2 tys. konnych). Ponadto armia Kara Mustafy topniała, przede wszystkim z powodu chorób. Siły samych Turków we wrześniu 1683 r. były niewiele większe od armii Lotaryńczyka - uzasadnia prof. Wimmer. Co więcej, według niego, nawet gdyby Turcy zdobyli Wiedeń, to stosunkowo szybko musieliby go oddać. - Zapomina się, że kondycja finansowa i gospodarcza imperium osmańskiego była marna. Kulała gospodarka, finanse, fatalnie prowadzona była polityka monetarna - podkreśla prof. lat trwa dyskusja, czy Sobieski był faktycznym dowódcą pod Wiedniem? Negują to zwłaszcza niektórzy historycy austriaccy, przypisując większe zasługi ks. Karolowi Lotaryń-skiemu. Mylą się. Już zaraz po bitwie nikt w Europie nie miał wątpliwości, kto stał na czele wojsk. - W samej bitwie król polski z całą pewnością był nie tylko nominalnym wodzem armii sojuszniczej, lecz faktycznym - mówi prof. Wimmer. - I to niezależnie od tego, że analiza terenu bitwy, mocno pofałdowanego, wskazuje, że Sobieski nie mógł bezpośrednio kierować całym jej przebiegiem, mimo niezłych lunet, których używali wtedy dowódcy. Trzeba jednak przyznać, że bitwa nie przebiegła według planów Jana III. Nie powiodło się uderzenie prawym - polskim - skrzydłem na pozycje armii tureckiej. Turkom udało się ocalić większość swoich sił po ataku Polaków. Historycy zgodni są też w tym, że Karol Lotaryński był wybitnym wodzem. Przyczynił się nie tylko do zwycięstwa pod Wiedniem, ale też do tego, że porażka w pierwszej bitwie pod Parkanami nie przerodziła się w klęskę armii sojuszniczej. Lotaryńczyk miał też spory udział w wygranej w drugiej bitwie pod Parkanami. Zdaniem prof. Wimmera, Karol mógłby wykazać się jeszcze większymi umiejętnościami dowódczymi, gdyby nie to, że był ograniczany w swoich decyzjach przez ludzi, którzy mieli dostęp do ucha cesarza Leopolda. Udział zaś tego ostatniego w zwycięstwie wiedeńskim jest niedoceniany przez Polaków. Ale oddać mu trzeba, że zorganizował odsiecz. To on ma najwięcej zasług w tym, że przeciwko Turcji udało się stworzyć wieloetniczną koalicję, bo złożoną nie tylko z Polaków, Litwinów, lecz też Szkotów, Anglików, Francuzów. Nie cieszył się natomiast poważaniem zwłaszcza wiedeńczyków, bo z miasta wyprowadził się w miarę szybko, słysząc o zbliżającej się armii Kara Mustafy. Do końca życia Leopold (zmarł w 1705 r.) nie mógł wybaczyć Sobieskiemu roli, jaką ten odegrał w 1683 r. WAŻNE KSIĄŻKIRadosław Sikora, "Husaria pod Wiedniem" . Autor jest chyba najlepszym znawcą husarii. Książka zawiera bardzo bogaty zbiór źródeł i relacji oraz daje świetny portret formacji husarskich. Jednak główną jej zaletą jest przedstawienie nowych ustaleń dotyczących roli husarii pod Wiedniem. Znajdziemy w niej także mnóstwo interesujących informacji, dowiemy się, po co Polacy malowali konie? Instytut Wydawniczy Erica. Jan Wimmer "Wiedeń 1683. Dzieje kampanii i bitwy".Choć książka powstała przeszło 30 lat temu, dla uczczenia 300. rocznicy zwycięstwa wojsk polskich pod Wiedniem, nadal jest najpełniejszym opracowaniem całej kampanii. Jeżeli ta monografia wyda się komuś zbyt obszerna, może sięgnąć po jej skróconą wersję "Odsiecz wiedeńska 1683 roku". Obie prace dają również opis sytuacji politycznej i gospodarczej Polski, Turcji i Austrii. Wydawnictwo MON. Peter Broucek, Walter Leitsch, Karl Vocelka, Jan Wimer, Zbigniew Wójcik "Zwycięstwo pod Wiedniem 1683".Praca zawiera pięć esejów. Jej autorami są polscy i austriaccy historycy. Austriaccy koncentrują się na przedstawieniu sytuacji państwa Habsburgów oraz zagrożeniu ze stronyTurków. Polscy - Wimmer i Wójcik - pokazują kampanię i bitwę z punktu widzenia Rzeczypospolitej oraz jej władcy - Jana III Sobieskiego. Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne. Marian Kukiel "Zarys historii wojskowości w Polsce".Gen. Kukiel pracę napisał w międzywojniu. Ale nadal warto po nią sięgać, jak zresztą po inne książki tego wybitnego historyka wojskowości. Kukiel,jak mało kto, rozumie mechanizmy prowadzenia bitew i wojen. Swój kunszt prezentuje także w "Zarysie". Nawet ktoś, kto nie interesuje się bitwą pod Wiedniem, powinien przeczytać podrozdział: "Uwagi o wyprawie i bitwie wiedeńskiej".Wydawnictwo Kurpisz. Włodzimierz Knap
Zgłoś nadużycie! W 1683 roku armia turecka pod wodzą wezyra Kary Mustafa rozpoczęła oblężenie zwrócił się z prosbą o pomoc do króla Jana III monarcha wyruszył z swe wojsko przez góry i stanął na czele polsko-niemiecko-austriackich [email protected] września 1683 roku odniósł wielkie prowadzona przez Sobieskiego zdobyła liczne łupy,łącznie z namiotem zwycięstwo rozsławilo imię Króla w całej Europie. 14 votes Thanks 21
Legenda Jana III Sobieskiego jest związana przede wszystkim ze skuteczną odsieczą wiedeńską, która uczyniła go najsłynniejszym wodzem Europy. Od opisu tej wiktorii zacznijmy zatem opowieść o polskim monarsze i jego czasach. Kręta droga cesarstwa do sojuszu. Agresywna polityka wielkiego wezyra (najważniejszego z ministrów sułtana) Imperium Osmańskiego Kara Mustafy doprowadziła do zbliżenia stanowisk Rzeczpospolitej i Świętego Cesarstwa Rzymskiego pod panowaniem Habsburgów. Wyrazem ocieplenia stosunków było trzymanie do chrztu Aleksandra Sobieskiego (drugiego z synów pary królewskiej) w 1678 r. przez przedstawicieli cesarza i papieża. Trzy lata później zakończenie wojny Porty (jak zwano państwo tureckie) z Moskwą dało Turkom nowe możliwości działania. Pomocnik Historyczny „Jan III Sobieski” (100152) z dnia Postać; s. 8 Oryginalny tytuł tekstu: "„Ściśnionemu Wiedniowi swobodę jego przywrócić”"
przyczyny i skutki odsieczy wiedeńskiej